The interview in English is available here

Cześć, dziękuję, za Twój czas oraz, że zgodziłaś się udzielić wywiadu.

Przeglądam Twoje projekty na stronie i zastanawiam się od czego zacząć. Twoje doświadczenia w pracy z różnymi markami nad projektami komunikacji wizualnej ale przede wszystkim zdolności do tworzenia ilustrowanych historii jest imponująca.

Reklamowe czy te czysto artystyczne, Twoje prace mają swój charakter ale także, może przede wszystkim pewną zagadkowość. 

Twoja sztuka, oraz kolaż jako technika ma w sobie chyba właśnie taką siłę budowania wieloznaczności.


Zacznijmy od wspomnienia projektu – projekt, który był dla Ciebie przełomowy jako projektantki
Staram się nie szufladkować projektów na „jakieś”, mniej lub bardziej znaczące czy jakkolwiek wpływające na kierunek mojej pracy.

Zawsze z ciepłym sercem wspominam na pewno jeden z pierwszych większych projektów i to od razu dla dużej marki bo Adidas Originals. To były zamierzchłe czasy :))) kiedy kolaboracja artysta x marka w PL były czymś dość świeżym i egzotycznym. 

Pierwszy kolaż lub pierwsze zetknięcie się z tą techniką? Jaka jest Twoja relacja z tą techniką?
Moje pierwsze prace w technice powstały dość dawno jeśli liczyć to w latach graficznych, a tutaj wszystko zmienia się i rezonuje inaczej z miesiąca na miesiąc. 

Nieudolne próby projektowania zaczęłam do szuflady jakieś 9 lat temu, ale pierwsza ilustracja do magazynu („Fathers”) pojawiła się bodajże dopiero w 2015 roku.

I to też był duży przypadek myślę teraz, pracowałam chwilę w Futu, które wydawało wówczas Fathersa i po prostu brakowało ilustracji do jednego z artykułów – zgłosiłam się. 

W zasadzie wszystko wtedy i czasem do dziś jest sumą różnych przypadków. 

Kolaż jako technika zaciera granicę pomiędzy projektowaniem, ilustracją i sztuką?
To jest bardzo dobre pytanie, którego nigdy sobie nie zadałam, a którego bardzo potrzebowałam.

Kolaż, czy w zasadzie wszystkie projekty oparte o modyfikacje graficzne fotografii są zawieszone w niewidzialnej przestrzeni i czasem próbują złapać się ilustracji, a czasem projektowania. Nigdy zaś nie można nazwać collage designu czystą ilustracją. Nie tworzysz jej od podstaw, nie używasz umiejętności rysunkowych. 

W pracy łączącej znaczenia – a taką jest kolaż – jesteś wytrawnym obserwatorem, sprawnie syntetyzujesz, masz intuicję do połączeń i czasem potrzebujesz zagrać na emocjach :))). Dla mnie w większości to umiejętności miękkie, często takie z którymi wzrastasz, lub takie, które nabywasz wraz z doświadczeniem (życiowym). Dlatego często jestem i czuję się jako projektantka odrębnym bytem :))). 

Jako projektowanie, wydaje mi się że technika kolażu dużo lepiej pracuje z typografią niż ilustracja, jest to wszak forma w większości zdjęciowa, świetnie sprawdza się w plakacie, na okładkach książek, edytorialach czy opakowaniach płyt. Ilustracja bardzo często skręca w stronę infantylnej, a to nie jest to, co chcę robić.

O sztuce kolażu można dużo dyskutować, bo to technika relatywnie młoda, ma ledwo ponad sto lat, ale dzięki niej mamy nurt kubizmu, który wypłynął z prac Picassa i Braque’a, czy pierwsze tchnienie w dadaizm. Co więcej – szkoła Weimarska (Bauhaus) również opierała swój dialog z odbiorcą przez kolaż.


Wyobrażam sobie, że praca nad każdym kolażem potrafi być zaskoczeniem. Jakieś połączenie obrazów wydaje się mieć potencjał, zadziała – a okazuje się, że niezupełnie i trzeba zrobić inaczej. Czy tak jest? Metoda prób i błędów?
Mam wrażenie, że to właśnie proces tutaj jest dużo ciekawszy, niż sam efekt finalny, a przynajmniej praca nad kolażem jest na pewno widowiskowa i pozwala zrozumieć, czemu coś wygląda tak, a nie inaczej. 

Często jest tak, że mam pewną wizję na projekt, czy to prosty obrazek czy bardziej rozbudowany Key Visual, a który podczas pracy okazuje się na przykład nieczytelny, lub po prostu wpada mi w ręce coś, co zupełnie zmienia kierunek patrzenia na proces.

Jest to totalna niewiadoma, praca na pewno ekscytująca, nie uznająca szkicu i coś, co muszą często zrozumieć klienci – nie jestem w stanie powiedzieć nigdy co będzie efektem finalnym, bo często i on sam mnie zaskakuje. Myślę że to jest niesamowita magia i przewaga tej techniki. 

Wydaje mi się, że w publikacji ​​„Krzysztof Lenk, Ewa Satalecka Podaj dalej. Design, nauczanie, życie” jest takie wspomnienie o ćwiczeniu projektowym polegającym na komponowaniu wycinków papieru, tak by zbudować „napięcie”. Czy masz jakieś swoje „ćwiczenia” lub „zadania”, które pomagają Ci podejść do zleceń?
Wierzę mocno w sposób „od szczegółu do ogółu”, wolę odejmować z pracy niż dodawać. Na pewno moje prace to „współpraca” materii z powietrzem, czyli przestrzenią, która pozwala oddychać pracy. 

To jest dla mnie chyba najważniejsze, by uzyskać oddech często w bardzo skomplikowanych projektach. Joe Castro w swojej twórczości zawsze zostawiał wokół projektu czyste, niczym nie zajęte tło i ja też trzymam się tej zasady. Staram się. :)))

Kilka słów o Twojej edukacji. Czy miałaś jakiegoś mentora/mentorkę?
Nie miałam super szczęścia do ścieżki edukacyjnej, a może bardziej nie wybierałam zbyt mądrze względem swoich predyspozycji :))), niemniej, cała edukacja jaką przeszłam była ciężką pracą i miała w sobie wiele z wytrwałości. Jak wiesz, jestem po architekturze krajobrazu, tamtejsze mentorstwo dotyczyło nieco innych tematów, ale robiłam dyplom w Katedrze Sztuki i już tam dostawałam dużo informacji zwrotnej, że kierunek grafiki, w ogóle sztuk wizualnych jest mi jakoś zapisany. Już wtedy robiłam dyplom ze sztuki w mieście, studiowałam zaocznie projektowanie graficzne, więc chyba najbardziej byłam sobie sama kierunkowskazem. 

Czasem o tym myślę z żalem, że nie miałam prawdziwego wsparcia, duchowego czy bezpośredniego, które pchnęłoby mnie bardziej w coś co lubię, a naprawdę czasy edukacji to dla mnie okres wielkiego pogubienia. :)))

Sama szukałam graficznych mentorów, podglądałam wielki świat projektantów, patrzyłam jak pracują, a jednocześnie nikogo nie naśladowałam. Jest w tym coś z outsidera.

Wiedza z zakresu architektury pomaga również w pracy nad projektami komunikacji wizualnej, no i w drugą stronę? Czy masz jakieś spostrzeżenia w tej kwestii?
Tutaj jestem zaskoczona, ale BARDZO. Okazuje się, że kierunek studiów, który ukończyłam jest niezwykle futurystyczny i może mieszać ze sobą inne sztuki bardzo płynnie. Bo czym jest przestrzeń bez obrazu? Bez warstwy wizualnej? Powstało na ten temat naprawdę wiele rozpraw naukowych i kolejne powstają, o oddolnych inicjatywach twórczych w przestrzeni chociażby. 

Ja na pewno z perspektywy i architekta i projektantki mogę napisać, że dzięki uwrażliwieniu na przestrzeń i naturę, za każdym razem staram się myśleć, czy projekt, który właśnie serwuję światu nie będzie konkurował z enviromentem. 

To trochę w skrócie myśl, czy powiesiłabym w domu pracę, którą robię na zlecenie. Bardzo często sobie wewnętrznie zadaję to pytanie, bo mam tendencję do przeładowanych form, a dzięki temu pilnuję, by wszystko dobrze współpracowało. W moim odczuciu to natura i otoczenie mają pierwszeństwo, a dopiero potem my możemy dostosować się do niej swoimi pomysłami. Dlatego kocham ciszę projektową i spokój w pracach. Przynajmniej tych wykonywanych dla siebie.

Najważniejsza lekcja ze współpracy z dużymi i małymi markami, klientami?
Cenić swoje racje i pracę, czuć się pewnie, umieć obronic swoje pomysły i nie dać sobie wejść na głowę. :)))

Jesteśmy specjalistami i za nasze pomysły i naszą wizję jesteśmy wynagradzani. I nie podpisywać wszystkiego, co dostaniemy w ręce. :)))

Co cenisz w projektach komunikacji wizualnej?
Inteligentny przekaz to najbardziej, co mnie kręci. :))) A na poważnie, to naprawdę lubię prosty pomysł, jedną rzecz, która spowoduje konsternację, zakłopotanie, myślenie stricte. Prace powinny nas zawołać w dwie, trzy sekundy, i nie musi być po nich widać ogromu pracy. Zdecydowanie jestem tutaj sercem, a nie rozumiem. Przecież żyjemy w świecie multiplikcji pomysłow, tych samych mockupów, przepięknych i wymuskanych projektów, często nie wychodzących poza ramkę Instagramu. 

Chyba cenię w projektach to, że są żywe, i że zależą od swojej grupy odbiorców. Czy to stary szyld piekarni w małej włoskiej wiosce, który jest niczym stary mieszkaniec – nie do zmienienia. Jeśli coś działa i środowisko jest do tego przywiązane, to po co to zmieniać na nowe? Tylko w imię nowości i postępu?

W jaki sposób rozpoczynasz współpracę z klientem?
W zależności od tego, jak rozbudowany mamy projekt czy w ogóle wstęp do projektu, na początku ustalamy zakres pracy, harmonogram, czy prawa do użycia. Na tym etapie również dobrze jest otrzymać brief, który opowie nam o samym temacie. 

Takie rzeczy jak ścisłe określenie terytorium użycia, czas, elementy do zaprojektowania, formaty, media – to wszystko i jeszcze kilka rzeczy składa się na wycenę, dopiero po przejściu i akceptacji budżetów, przeczytaniu draftu umowy możemy ustalić wewnętrznie terminy pracy. 

To zawsze trwa, nie jest najbardziej wdzięczną częścią pracy, ale trzeba to przebrnąć by nie było później niedomówień. 

Wtedy również klient dowiaduje się o sposobie pracy, ustalamy zasady co do ilości poprawek czy zmian w projekcie – najczęściej daję taką możliwość, gdyż pomijając etap szkicu, klient prawie zawsze otrzymuje tutaj gotowy projekt. 

Pracujesz dla wydawnictw muzycznych i muzyków. Muzyka bardzo często jest uznawana za dobrą kompankę do pracy kreatywnej. Jak to jest? Jak słuchasz muzyki?
Muzyka to moja wielka, namiętna miłość :))), czasem odwzajemniona, a czasem tylko pomaga mi przebrnąć przez dzień bez większych szkód, w zasadzie to od muzyki zaczęła się ta pasja do projektowania. Okładki płyt muzycznych były jednymi z pierwszych moich prac i szczerych zajawek. Przyglądałam się jak to robią inni, jak można połączyć język wizualny z dźwiękami, że tak naprawdę to połączenie wizji i fonii to coś niezwykle ważnego. 

Bez okładki muzyka jest niekompletna, jakby brakowało istotnej warstwy emocjonalnej. W ogóle to całe projektowanie to dużo emocji, a projektowanie dla muzyki –  super przywilej i wyzwanie, bo musimy znaleźć często odpowiedź na wyobraźnię twórcy tej muzyki. Osobiście bardzo lubię pierwszy etap, czyli odsłuchy, kiedy można przedpremierowo wysłuchać danego albumu. 

Masz jakieś ulubione miasto?
Zbyt ryzykowne, by napisać jedno słowo :))). Uwielbiam na pewno Wiedeń, który poznałam lepiej w ostatnich latach, Kopenhagę, która ma specjalne miejsce w moim serduszku. Lubię kulturę tych miejsc, architekturę, modę, jakiś nieopisany vibe. 

Kiedyś będąc z projektem w Antwerpii, uznałam, że to idealne miasto typu pocket-city – mające w sobie wszystko, czego potrzebuję, ale będące miejscem niekoniecznie dużym. Pełno w nim małych pracowni, sklepów z meblami vintage, butików z rzemiosłem, czymś co u nas jest zrzucane na ostatni plan.

Takie miasto możesz przejść na pieszo w 20min. Plus infrastruktura rowerowa, dla mnie miasto bez niej nie istnieje, a te wyżej wymienione miasta mają wszystko, by poruszać się po nich bezpiecznie ulicami. 

Ponieważ mieszkam w dużym mieście, ale często satelituję do małych miejscowości, skłaniam się ku zrównoważonemu rozwojowi, lub nawet wierzę w ideę pewnego zwrócenia miast naturze. Zresztą obserwujemy od jakiegoś czasu trend odpływu ludzi z miast i rozwój przedmieść czy wiosek. Oczywiście ma na to wpływ sytuacja gospodarcza, ale nie ona jedna. Potrzebujemy coraz bardziej drzewa, trawy, porannej rosy i spowolnienia. 

Lubię polskie miasta południa: Katowice, Wrocław czy Kraków, pewnie ze względu na bliskość gór, ale też dlatego, że każde z nich jest różne i co innego mnie w nich hipnotyzuje. Gdynia, ze swoja modernistyczną siatką zabudowy, piękna Bydgoszcz. Mogłabym mieszkać w tych miejscach.

Przemieszczając się po Warszawie, jakie zmiany dostrzegasz?  W jakim kierunku Twoim zdaniem rozwija się przestrzeń publiczna? Czy można w ogóle określić jakiś kierunek? Może w jakim kierunku chciałabyś, żeby miasto się rozwijało?
Warszawę postrzegam trochę jako zlepek różnych miast/dzielnic ze wspólnym centrum. I tak na przykład ja, żyjąc sobie na Starym Mokotowie, nie potrzebuję do funkcjonowania innych miejsc, dzielnic, wszystko czego potrzebuję daje mi ta przestrzeń. Wydaje mi się, że nie tylko ja tak funkcjonuję w tym mieście, mówię o takich społecznościach opartych na jakimś małomiasteczkowym stylu. Bardzo to lubię, bo mogę wyjść w dobrze znane mi miejsca i spotkać znajome mi twarze. my naprawdę nie potrzebujemy jechać do centrum :))).

Na pewno lubię cały teren nadwiślański, bardzo się to rozwinęło w przeciągu ostatnich parunastu lat. Moje pierwsze wspomnienia związane z tym miejscem to brak pomysłu na jego zagospodarowanie. 

Życzyłabym sobie by to miasto było bardziej dla ludzi niż dla samochodów. 

W jaki sposób przełamujesz kreatywną blokadę”?
Zostawiam projekt i daję mu poczekać na lepszy moment. Raczej nie siłuję się, kiedy nie wychodzi. Jeśli nie mam luksusu czasu – idę się przewietrzyć. :)))

W jaki sposób pracujesz z literami? Masz jakąś wypracowaną listę wydawnictw lub krojów?
Z racji zwykle graficznego rozbudowania projektów, wybieram fonty, które dobrze zrównoważą całość, chyba że konwencja zakłada coś pojechanego – wtedy nie ma hamulca :))). 

Niemniej, przeglądam nowości fontów, staram się być na bieżąco, lub bardzo do tyłu – to też się sprawdza, bo nie wszystko co trendy jest interesujące. 

Bardzo lubię TYPE01, gdzie znajduję ciekawe kroje, PangramPangram, Type-Department. 

Bardzo często zdarza mi się również samej tworzyć napisy do projektów, lub modyfikować fonty do projektu. Tak było przy pracach dla zespołu Kamp! czy przy pracy nad czołówką do serialu „Sexify”, odręczne liternictwo powstawało również na potrzeby magazynu Zwierciadło.

Co doceniasz w typografii, w literach?
Nie jestem typografem, moge napisać jako fanka wszystkiego co wizualne 🙂 Myślę, że wspaniałe w typografii jest to, iż może być ona jednocześnie przekazem werbalnym i czymś pięknym graficznie.

Tutaj twórcy typografii mają przewagę. Lubię też fakt, że typografia rządzi się istotnymi prawami projektowania, potrzeba dużej znajomości kreślenia liter i czucia ich. Tak samo jak posiadanie pewnego radaru w oczach i czucia przestrzeni i napięć pomiędzy literami.

Dla mnie to dziedzina złożona, ale bardzo wdzięczna. Typografowie słusznie przechodzą do historii projektowania. 🙂

Ulubiona bajka z czasów dzieciństwa?
Zabrzmię boomersko, ale dla mnie największa ekscytacja dziecięcą bajką to rosyjska wersja WILK I ZAJĄC na kasecie VHS. Do teraz gdzieś leży u rodziców, wspaniała! :))). 

Pamiętam nawet jak przez mgłę, rosyjską, albo bułgarską, reklamę konfekcji damskiej ze wstępu. 

Temat bajek z dzieciństwa to też dla mnie japoński serial tokusatsu „Tokkei Windspector” który na początku lat 90-tych nagrywała dla mnie moja Mama. 

Ulubiony przedmiot ze szkoły podstawowej?
WF i plastyka. Niewiele się zmieniło. 🙂

Jakie to uczucie stanąć przed muralem swojego autorstwa?
Dziwne, raczej onieśmielające, na pewno jest to uczucie z kategorii miłych, ale nie robię tego często :))). Zdecydowanie bardziej lubię dostawać zdjęcia ścian od innych osób. Stało się nawet tak, że dopisaliśmy unikatowy hashtag do jednego z nich, dzięki temu w każdej chwili mogę zajrzeć do takiej wirtualnej galerii z muralem.

Czy prowadzisz dziennik? Zapisujesz myśli? Słowami, fotografiami, ilustracjami?
Bardziej to kwestia pojedynczych słów czy zdań, chyba bardziej operuję obrazem i wykonuję setki, tysiące zdjęć telefonem. Potem do tego wracam i niewiele rozumiem 🙂 ale pozwala mi to często stworzyć jakąś mapę wspomnień i zachwytów. 

Nie ilustruję, ale od jakiegoś czasu zbieram rysunki i sama rysuję różnego rodzaju rowery. Rower to graficznie taka forma, którą każdy bez wyjątku narysuje inaczej, jest to wspaniałe 😉. Chciałabym kiedyś wydać album z tymi rysunkami. 

Ulubione dzieło sztuki?
Jestem fanką dzieł Francisa Bacona, lubię ten rodzaj niepokoju jaki emanuje z jego prac. Bacon dekonstruuje i tworzy na nowo, a to jest dla mnie bardzo intrygujące i tajemnicze. Zresztą on i Lucien Freud to bardzo mocny duet twórców. Ostatnio udało mi się zobaczyć wczesne prace Matisse’a i obrazy Hockneya – naprawdę się zainspirowałam, nie wiedziałam, że jeden miał tak ogromny wpływ na twórczość drugiego. 

Nie znam się dobrze na polskiej sztuce, ale na pewno mogę napisać, że lubię pójść do MN w Warszawie i usiąść sobie przed Bitwą pod Grunwaldem Matejki, wybrać jedną postać lub zwierzę i trwać w patrzeniu. Taki rodzaj medytacji lub wyciszenia. 

Czy jest jakaś książka, którą uważasz, że każda osoba zajmująca się projektowaniem powinna przeczytać?
Biografia Alexandra McQueen’a, jeśli nie książka to polecam obejrzenie dokumentu.

Czy polecisz jakieś osoby, zajmujące się komunikacją wizualną, które warto obserwować?
Nick Knight, Daan Rietbergen, Max Siedentopf – ostatnie 3 nazwiska, które obserwuję 🙂.

Utwór muzyczny do przesłuchania po czytaniu Twoich odpowiedzi?
Leland Whitty – Glass Moon 
Everything but the girl – Night and day
Victor Taiwó – Shovel Moonlight

barrakuz.tumblr.com/
instagram.com/barrakuz