This text is currently available only in Polish. See Kickstarter page for description Małgorzata Bartosik book „Bronisław Zelek. In the enchanted land of letters”.

Projektantka krojów oraz komunikacji wizualnej. Małgorzata to pasjonatka typografii oraz miłośniczka estetyki „vintage” – w projektowaniu i przedmiotach codziennego użytku.

Kolekcjonuje oraz publikuje nie tylko swoje projekty graficzne ale także zbiory ulotnej, miejskiej typografii oraz drobnych przedmiotów z innej epoki.

Rozmawiamy przy okazji zapowiedzianej publikacji autorstwa Małgorzaty Bartosik o Bronisławie Zelku.


Skąd Twoje zainteresowanie literami?
Z literami po raz pierwszy zetknęłam się na studiach podyplomowych z projektowania graficznego na łódzkiej ASP. Tam stworzyłam swój pierwszy monogram, plakat składający się wyłącznie z typografii. W ramach zajęć odwiedziliśmy także Muzeum Sztuki Artystycznej i zecernię, którą kierował niesamowity Janusz Tryzno – to tam zaczęła się moja fascynacja odręcznym składem. Dzięki tym studiom udało mi się także pojechać na ostatnią edycję Typo Berlin – konferencję na światowym poziomie. Do tej pory pamiętam inspirujące wykłady i warsztaty takich artystów jak Timothy Goodman, Petra Dočekalová, Chris Campe czy Toshi Omagari.

Ręczny skład drewnianą czcionką wykonany w zecerni Domu Słów w Lublinie

Pamiętasz pierwszy moment, gdy spotkałaś się z zagadnieniem projektowania krojów?
To było pod koniec 2018 roku, podczas 4. Edycji kursu Sztuka Projektowania. Jedne z zajęć poświęcone były typografii, prowadził je Mateusz Machalski. Zaprojektowałam wtedy monogram i towarzyszący mu krój pisma, ale działałam jeszcze w Illustratorze i chyba nawet nie udało mi się stworzyć wszystkich liter. Niecały rok później za namową kolegi zapisałam się na organizowane przez Borutta Group dwudniowe warsztaty z projektowania krojów pisma, które również prowadził Mateusz. Szalenie spodobała mi się praca w programie Glyphs, w której oprócz prawej półkuli mogłam używać także lewej. Jeszcze w tym samym roku wypuściłam swój pierwszy krój, Bohemaz.

Jaką radę dałabyś osobom, które dopiero zamierzają zająć się zagadnieniem tworzenia liter?
Przede wszystkim trzeba uzbroić się w cierpliwość, projektowanie krojów jest dość praco- i czasochłonne. Nie dotyczy ono wyłącznie małych i wielkich liter oraz cyfr, dochodzi jeszcze interpunkcja, znaki diakrytyczne, symbole oraz to czego na pierwszy rzut oka nie widać, czyli odsadki i kerning.

Na początek polecam książkę – niezbędnik „Jak projektować kroje pisma: od szkicu do ekranu” autorstwa Cristóbal Henestrosa, Laura Meseguer i José Scaglione, bardzo pomocne jest też studiowanie już istniejących, dobrze działających krojów. Program do projektowania fontów, Glyphs, jest dość intuicyjny, na jego stronie jest mnóstwo tutoriali oraz forum, na którym znaleźć można odpowiedzi na nurtujące nas pytania.

Brałaś udział w programie mentoringowym STGU oraz Alphabettes, jak wspominasz to doświadczenie? Możesz podzielić się jakimś zaskoczeniem z tego procesu?
Program mentoringowy STGU wspominam z dużym sentymentem. Moim mentorem był Mateusz Machalski, poruszaliśmy nie tylko temat projektowania krojów, ale również self-brandingu, a także książki o Bronisławie Zelku, nad którą wówczas zaczynałam pracę. Mateusz ma świetną energię, która bardzo mi się udzieliła, poza tym od dawna był moim autorytetem, więc bardzo mnie ucieszyła możliwość pracy w takim duecie.

Z kolei w programie Alphabettes miałam przyjemność pracować ze szwajcarską projektantką, Samarą Keller. Omawiałyśmy szkic mojego kroju unicase (bez rozróżniania na majuskułę i minuskułę, wszystkie litery są jednakowej wysokości, przyp. aut.). Otrzymałam od niej bardzo konkretny feedback oraz wiele przydatnych wskazówek dotyczących całego procesu projektowania kroju. Bardzo miło wspominam nasze spotkania i cieszę się, że mogłam zgłębić ten temat z innej niż polska perspektywy. Mam nadzieje ze krój ukaże się jeszcze w tym roku, zastanawiam się nawet, czy nie nazwać go Samara 🙂

Szkice kroju Samara z naniesioną korektą

Powiedz proszę jeszcze kilka słów o swojej edukacji. Studiowałaś na ASP w Łodzi. Jak wspominasz te czasy?
Totalnie pozytywnie. Wspaniała atmosfera, świetni wykładowcy i osoby z grupy – z niektórymi do tej utrzymuje bardzo dobry kontakt – nie było między nami konkurencji, a nawet pomagaliśmy sobie nawzajem. Były to studia podyplomowe, więc wszyscy byliśmy tam bardziej z własnej woli niż na studiach niższego stopnia. Zarówno studentom jak i wykładowcom zależało na tym, żeby osiągnąć jak najlepsze rezultaty i to się udało – było tam wiele osób nie mających zbyt wiele wspólnego z projektowaniem, ale z każdego dało się coś „wycisnąć”, wystawa dyplomowa była tego najlepszym dowodem. Akademia bardzo poszerzyła moje horyzonty, poza tym, tak jak wcześniej wspomniałam, to od niej zaczęła się moja miłość do liter. Polubiłam także Łódź – typograficzną, artystyczną, pełną klimatycznych miejsc, starych szyldów i murali.

Współtworzysz i obserwujesz lokalną scenę projektowania krojów – czy dostrzegasz w niej jakąś charakterystykę? Da się powiedzieć „O, to jest krój z tego kraju”?
Równe szanse pod względem oprogramowania, dostępu do Internetu czy też nieograniczone możliwości podróżowania powodują, że większość krojów polskich projektantów niczym nie różni się od zagranicznych. W niektórych przypadkach jesteśmy w stanie wychwycić rodzimy charakter ze względu na ich rodowód. Jednym z nich jest projekt Warszawskie kroje, który powstał w oparciu o lokalną tradycję typograficzną, innym krój Huta autorstwa Dominiki Langosz i Anny Zabdyrskiej, którego genezę stanowią tablice adresowe krakowskiej Nowej Huty, kolejnym podświadomie inspirowany logotypem zakładów Ursus krój Ursa Mono Jana Estrady-Osmyckiego. Jeszcze innym przykładem, który czerpie z nieco nowszej historii projektowania, jest Maria Connected i Unconnected Mariana Misiaka, w którym kształty liter wyznacza technologia FIDU opatentowana przez Oskara Ziętę.

Brałaś udział w warsztatach inspirowanych twórczością Lem’a, które współprowadziłem z Vereną Gerlach. Opowiedz proszę o swoim projekcie – krój Filidron.
Krój Filidron inspirowany jest masywną typografią, obecną na starych okładkach książek Lema i plakatach filmowych opartych na jego twórczości. Po transformacji mocny krój, który ma już pewne cechy istoty żywej, staje się robotem lub innym bohaterem książek Lema, inspirowanym rysunkami samego pisarza, ilustratora Daniela Mroza oraz okładkami autorstwa innych artystów.

Krój przeznaczony jest dla grafików (a także projektantów krojów pisma, wykorzystywanych przez nich w projektach) i ilustratorów, którzy w czasach świetności wielkiego pisarza przedstawiali jego prozę za pomocą liternictwa lub ilustracji. Nazwa kroju pisma pochodzi od opowiadania zawartego w „Cyberiadzie”. Filidron był jedną z rzeczy, które usunęła maszyna skonstruowana przez Trurla. Nie wiemy jak dokładnie wyglądał, może przypominał jedną z moich liter. 🙂

Przejdźmy teraz do rozmowy o książce. Dziękuję, że pozwoliłaś mi ją przeczytać przed publikacją.

To bardzo pasjonująca podróż przez twórczość i doświadczenia projektanta – Bronisława Zelka, bogato przeplatana historiami i cytatami osób związanych z jego życiem oraz piękny… hołd dla jego twórczości. Tło historyczne, które również sprawnie zarysowujesz w swojej publikacji nie jest proste – realia świata, w którym dorastał młody projektant rządziły się swoimi prawami.
W ówczesnej Polsce nie funkcjonowały studia graficzne czy agencje reklamowe, każdy był wolnym strzelcem. Aby móc wykonywać zawód trzeba było być członkiem ZPAP, co było możliwe dzięki ukończeniu ASP lub uzyskaniu zaświadczenia z ministerstwa. Członkowie Związku otrzymywali przydział na materiały plastyczne, jednak stale brakowało dobrej jakości papieru, farby były dostępne jedynie w podstawowych barwach, nie wspominając o trudnym dostępie do czcionek czy odpowiedniej jakości fotografii. Prymitywne zasoby nie stanowiły jednak przeszkody dla projektantów, a wręcz wymuszały na nich wykazanie się większą kreatywnością – litery wykreślane były ręcznie, fotografia mocna przetworzona lub zastąpiona ilustracją.

Kariera większości projektantów zaczynała się od konkursów, które były okazją do zaistnienia oraz szansą na niemałe honorarium. Następny krok to tradycyjne zlecenia, które opłacane były zgodnie z urzędowym cennikiem prac plastycznych. Ich źródłem były państwowe instytucje, które były pośrednikami między konkretnymi zleceniodawcami a wykonawcami. Działały w nich Komisje Artystyczne, w których zasiadali uznani artyści, a także osoba odpowiedzialna za cenzurę, mająca decydujący głos. Najwięksi zleceniodawcy to Centrala Wynajmu Filmów i Wydawnictwo Artystyczno-Graficzne w dziedzinie plakatu oraz Przedsiębiorstwo Państwowe „Pracownie Sztuk Plastycznych” w obszarze projektowania znaków graficznych, opakowań i wystawiennictwa.

Mimo wielu niedogodności Zelek z sentymentem wspominał te czasy „[…] środowisko artystyczne trzymało się razem, wspólnie imprezowaliśmy, jeździliśmy na biennale… To były piękne czasy”.
(„Jak ktoś mógł na to pozwolić!”, 2011, J. Górski, s.175)

Kim jest dla Ciebie Bronisław Zelek?
Bronisław Zelek jest dla mnie niezwykłą, inspirującą postacią, nie tylko zawodowo ale i prywatnie. Przez całe życie próbował nowych rzeczy, nie ustawał w poszukiwaniach. Często szedł pod prąd, ustalał nowe trendy, zawsze był o krok do przodu. Był przy tym skromną osobą, nie napawał się swoimi sukcesami, na moje nieszczęście nie kolekcjonował zbyt wielu szkiców, projektów, informacji prasowych.

Praca była jego pasją, ale umiał zachować zdrowy balans, przez wiele lat pasjonował się żeglarstwem, dużo podróżował. Prześledziłam jego barwne życie – od dzieciństwa na Syberii, przez wiek nastoletni w Zakopanem, młodość w Warszawie, dojrzałość w Wiedniu, aż po jesień życia w Dolnej Austrii.

Ta podróż była dla mnie niesamowitym przeżyciem, poczułam z nim ogromny związek, również ze względu na naszą wspólną pasję – miłość do liter. Ale także opowieść o przemijaniu, o tym co jest ważne na kolejnych etapach życia. Ogromnie żałuję, że nie miałam okazji poznać artysty osobiście, cieszę się jednak, że mogłam zgłębić jego historię na podstawie opowieści najbliższych mu osób.

Jak rozpoczeła się Twoja podróż śladami Bronisława Zelka? Skąd pomysł napisania książki?
Wszystko zaczęło się od wystawy „123 polskie plakaty, które warto znać”, która odbyła się w Muzeum Plakatu w Warszawie w czerwcu 2019 roku. Tam po raz pierwszy zobaczyłam plakat Zelka do filmu „Ptaki” i zakochałam się w nim. Zrobiłam szybki research, jednak nie znalazłam zbyt wielu informacji o artyście, zakiełkowała mi więc w głowie myśl o publikacji będącej hołdem dla twórczości Zelka. Na adres mailowy znaleziony na stronie internetowej artysty wysłałam wiadomość z propozycją wydania publikacji i zapytaniem o możliwość odwiedzenia jego pracowni, jednak wówczas nie zdawałam sobie jeszcze sprawy z ogromu pracy, jaki mnie czeka.

Właścicielką maila okazała się być Hertha Grimm, dziewczyna Zelka, która natychmiast zaprosiła mnie do ich wspólnego domu będącego zarazem pracownią artysty. Wybrałam się więc do Wiednia, a następnie do malowniczej miejscowości w Dolnej Austrii, gdzie dzięki gościnności Herthy miałam okazję zobaczyć archiwum Zelka, jego obrazy, plakaty, zdjęcia. Wtedy wiedziałam już, że publikacja musi powstać.

Pracownia Zelka w Ybbsitz

Czy możesz polecić inne książki, które przeczytałaś przed rozpoczęciem procesu pisania książki?
Od początku absolutnym wzorem do naśladowania był dla mnie Patryk Hardziej i jego projekt dotyczący Karola Śliwki. Wszystko, co działo się wokół bohatera książki oraz sam projekt graficzny albumu były dla mnie dużą inspiracją. Publikacja, która także miała duży wpływ na kształt mojej książki było wspólne dzieło Karoliny Zatorskiej i Mariana Misiaka „Zwiedzajcie Piastowski Wrocław” o wrocławskim projektancie, Tadeuszu Ciałowiczu. Na sam sposób budowania narracji wpłynęła, prawdopodobnie nieświadomie,  niezliczona ilość przeczytanych przeze mnie reportaży oraz niezastąpiona pomoc mojej siostry, Katarzyny Jasiołek.

Czy Twoje spojrzenie na postać projektanta zmieniło się wraz z pisaniem publikacji?
Początkowo miałam niewielką wiedzę na temat twórczości Zelka, znałam go tylko jako plakacistę i projektanta krojów pisma. Z czasem okazało się, że był projektantem totalnym – stale poszukiwał czegoś nowego, zarówno w obrębie danej dziedziny, jak i poza nią. Eksperymentował z fotografią, tworzył kolaże, malował świetne obrazy, napisał nawet utwór „Zapach tajgi”, co było zupełnie niezwiązane z jego wykształceniem i wcześniejszymi doświadczeniami. A przede wszystkim po wielu rozmowach z jego bliskimi odkryłam go nie tylko jako artystę, ale także jako wspaniałego człowieka – kochającego, życzliwego, przez wiele lat poświęcającego się swoim pasjom – projektowaniu, żeglarstwu i podróżom.

Plakat do filmu „Głód” z archiwum Muzeum Plakatu w Warszawie
Wszystkie kroje Zelka na broszurach firmy Mecanorma, fot. Marian Misiak

Wspominałaś, że odbyłaś kilka podróży tropami projektanta, spotykając osoby bliskie Bronisławowi Zelkowi oraz jego litery i plakaty. Jak wspominasz to doświadczenie? 
Podróże tropami Zelka zaczęły się od skoku na głęboka wodę – celem pierwszej z nich była mała miejscowość w Dolnej Austrii, gdzie artysta mieszkał i tworzył przez kilka ostatnich lat życia. Było to dla mnie absolutnie ekscytujące przeżycie – móc przebywać w miejscu, gdzie rezydował Zelek, oglądać jego szkice, prace, fotografie.

Duże wrażenie zrobiło na mnie także spotkanie w Wiedniu z Natalie Deewan, która napisała artykuł o kroju New Zelek w przestrzeni miejskiej stolicy Austrii. Oprowadziła mnie po swoim mieście nie tylko pod kątem Zelków, ale także innych typograficznych miejsc. Pod koniec mojego pobytu stała się rzecz magiczna – Natalie przed swoją restauracją, opowiedziała o spotkaniu ze mną przypadkowemu gościowi. Jak się okazało, był to fotograf, David Staretz, który współpracował z Zelkiem w austriackim wydawnictwie. Dzięki niemu udało mi się uzupełnić rozdział o tym etapie kariery zawodowej Zelka.

Czy któreś spotkanie było dla Ciebie najważniejsze?
Najważniejsze było dla mnie zaproszenie od Herthy Grimm, gdyby nie to książka na 90% w ogóle by nie powstała. Bez wahania zaprosiła mnie do własnego domu, udostępniła archiwum artysty, wspaniale ugościła. Przez cały okres pracy bardzo mnie wspierała, także ze względu na nią cieszę się, że projekt wkrótce będzie miał swój szczęśliwy finał.

Masz ulubione dzieło Zelka? Plakat, krój?
Nie będę tutaj oryginalna – ulubiony plakat to „Ptaki” – ma on obecnie status białego kruka, jako jeden z nielicznych polskich plakatów znajduje się w zbiorach MoMA w Nowym Jorku, a także, razem z innymi plakatami Zelka, został użyty w kolekcji domu mody Comme des Garçons przez młodego projektanta, Junya Watanabe. Ulubiony krój pisma to oczywiście New Zelek. To dla mnie absolutny fenomen wśród akcydensowych krojów pisma, jest używany od prawie 50 lat, prawdopodobnie można go spotkać w niemal każdym miejscu na świecie.

Małgorzata Bartosik w Ośrodku Wypoczynkowym Relaks w towarzystwie dwóch New Zelków 🙂

Czy odkryłaś w czasie swoich badań dzieło Zelka, którego nie znałaś a dziś uznajesz za wybitne?
Największym zaskoczeniem był dla mnie utwór Zelka „Zapach tajgi” o jego dzieciństwie na Syberii. Jest napisany w sposób minimalistyczny, za pomocą pojedynczych haseł, jednak niesamowicie pobudza emocje i wyobraźnię. Jest jednocześnie świadectwem historii oraz ukazaniem wydarzeń z perspektywy kilkuletniego Bronka, dla którego pobyt na Syberii, a nawet sama podróż pociągiem były przygodą, w odróżnieniu od relacji dorosłych, dla których była to ogromna tragedia.

Czy poznając życie i doświadczenia Bronisława Zelka możesz wskazać jakieś ważne wydarzenie w jego życiu? Punkt zwrotny?
Punktem zwrotnym w jego biografii był wyjazd do Austrii na początku lat 70. W Polsce był rozpoznawalnym plakacistą, należał do ludzi uprzywilejowanych, nie miał problemów z zagranicznymi wyjazdami, był częścią wspaniałego środowiska artystycznego.

Wyjechał do Wiednia ze względów osobistych, początkowo miał trudności z odnalezieniem się w nowej rzeczywistości, branża w Europie Zachodniej funkcjonowała zupełnie inaczej niż w komunistycznej Polsce. Znalazł pracę w austriackim wydawnictwie, gdzie przez 30 lat pracował na stanowisku art directora. Typowo komercyjna praca nie zawsze odpowiadała jego dużym ambicjom, jednak zawsze dawał z siebie maksimum i nawet w takim środowisku potrafił się wykazać kreatywnością.

Jak opisałabyś książkę swoimi słowami – czego mogą spodziewać się czytelnicy?
Książka to bogato ilustrowana historia Bronisława Zelka, począwszy od dzieciństwa na Syberii, przez rzeźbę w zakopiańskim Liceum Plastycznym, edukację i asystenturę na warszawskiej ASP, projektowanie grafiki i krojów pisma, pracę w austriackim wydawnictwie, aż do malarstwa.

Fakty z życia artysty wzbogacone są o kontekst historyczny – kulisy pracy projektanta graficznego w Polsce w latach 60., znaczenie plakatu, historię letrasetów. Dodatkowe rozdziały stanowią wspaniały esej dziewczyny Zelka, Herthy Grimm oraz niepublikowany utwór artysty „Zapach tajgi”. Książka wzbogacona jest o szkice i prace Zelka, zdjęcia archiwalne oraz Zelki w użyciu.

Przykładowe rozkładówki z nadchodzącej publikacji

Jaką poradę dałabyś sobie, z perspektywy całego tego procesu na samym początku? Co jest istotne w pracy nad tego typu publikacją?
Najistotniejszy jest sam pomysł oraz opracowanie planu działania, który następnie dzielimy na mniejsze etapy i cele. Przy tak dużym projekcie jest to szczególnie ważne, odhaczanie zrealizowanych punktów pozwala nam widzieć, że prace posuwają się do przodu, dzięki czemu nasze morale utrzymuje się na wysokim poziomie. Warto zacząć pracę od tego, co najtrudniejsze – dla mnie było to pisanie tekstu. Z nim związany jest research, który oprócz informacji przynosi nam także materiał zdjęciowy.

Na deser zostawiamy sobie wizualną stronę publikacji – projekt graficzny okładki i wnętrza. Podczas całego procesu kluczowa jest systematyczność, w części tekstowej ważne jest, aby nie robić dłuższych przerw w pracy, ale też po zakończeniu każdego etapu dobrze jest odłożyć tekst na jakiś czas, aby móc na niego spojrzeć świeżym okiem.

Czy dziedzictwo Polskiej Szkoły Plakatu jest nadal aktualne?
Czy ten etap projektowania w Polsce można uznać za zamknięty?
Jak najbardziej aktualne, o czym można było się przekonać na ostatnim, 27. Międzynarodowym Biennale Plakatu w Warszawie, na którym Złoty Medal otrzymał polski plakacista, Ryszard Kajzer. Po zapaści w tej dziedzinie pod koniec lat 80. obecnie jest spora grupa plakacistów, którzy podtrzymują renomę polskiego plakatu w kraju i za granicą. Możliwości techniczne są dużo lepsze niż kiedyś, ale część projektantów nadal czerpie z tradycji Polskiej Szkoły Plakatu. Wykorzystują własną ilustrację oraz odręczną typografię, co przekłada się na wysoki poziom projektów i ich oryginalność.

Nie są to w większości przypadków plakaty komercyjne, a na zamówienie instytucji kultury, teatrów, czy coraz częściej filmowe. Jednak wbrew obiegowej opinii po latach przerwy znów można je spotkać nie tylko w galeriach, ale i na ulicach.

Jaka jest twoim zdaniem rola projektantek i projektantów we współczesności?
W mojej opinii nadrzędnym celem, zarówno kiedyś jak i teraz, jest dbałość o jakość swoich projektów, co przekłada się na wygląd naszego otoczenia, przyczynia się do kształtowania gustów młodych pokoleń i zwyczajnie cieszy oko, a nawet skłania do głębszej refleksji.

Nie możemy także zapominać o tym, aby projekty były nie tylko ładne, ale i funkcjonalne, przekaz musi być czytelny i zrozumiały – jest to w końcu główny cel grafiki użytkowej, o którym czasem zapominamy.

Ulubiona litera?
U umlaut, która jest nie tylko literą, ale też uśmiechem Ü. Lubię ją na tyle, że jej zmodyfikowaną wersję z mojego kroju Solanum, z rombami zamiast kropek, wytatuowałam sobie na nadgarstku.

Jeden utwór muzyczny na długie wieczory projektowe?
Ciężko wybrać jeden utwór, jest to wręcz niemożliwe, bo średnio raz w tygodniu trafiam na coś, co później męczę przez okrągły tydzień. Bardzo lubię soundtracki, można w nich trafić na zupełnie nieznane i zaskakujące utwory. Jednym z moich ulubionych, do których często wracam, jest soundtrack do trzeciego sezonu serialu „Fargo”.

Gdzie można śledzić i wspierać Twoje działania projektowe oraz wydanie publikacji „Bronisław Zelek. W zaklętej krainie liter”.
Zapraszam na mojego Instagrama @malgorzatabartosik.design, gdzie można śledzić wszystkie moje działania projektowe. Tam także można dowiedzieć się więcej o Bronisławie Zelku oraz na bieżąco śledzić postęp projektu.

Wszystkie kroje Małgorzaty Bartosik autorstwa można zobaczyć tutaj.

Przedsprzedaż książki jest dostępna na Kickstarterze tutaj.